3 października
Zakręciłem się parę razy wokół własnej osi i opadłem zrezygnowany na łóżko. Zegar wskazywał ósmą dwadzieścia siedem, a ja nie dość, że nie spałem, to jeszcze nie miałem co robić. Mogłem równie dobrze zrobić to samo, co Luksemburg, to znaczy przeleżeć całą noc w łóżku i około w pół do szóstej zasnąć z myślą w stylu "pierdolę wszystko i wszystkich, kładę się spać". Anseaume oczywiście jeszcze spał, więc ja nie miałem towarzysza. Pójście do Cypru nie wchodziło w grę, jeśli chciałem wrócić do swojego pokoju o własnych siłach. I w ogóle żywy. Z nudów człowiek jest w stanie robić różne rzeczy. Po chwili stałem już przed pokojem numer dwanaście w celu zapukania do drzwi. Nim zdołałem to zrobić, ktoś otworzył je od środka.
Przede mną stanął Cypr w gustownym ciemnozielonym szlafroku z jedwabiu. Jasne włosy miał związane wstążką, a na twarzy dostrzegłem jakiś specyfik. Uśmiechnąłem się z politowaniem.
- No co? - burknął. - Dbam o cerę i nie będę wyglądał kiedyś jak stary dziadek, w przeciwieństwie do ciebie.
- Już wyglądasz jak stary dziadek - odparłem ze słodkim uśmiechem na twarzy. - Mogę wejść czy każesz mi tu tak sterczeć?
Mruknął coś o szacunku do innych, ale po chwili cofnął się, robiąc mi miejsce. Wszedłem powoli do pokoju, a Spirydion zamknął za mną drzwi. Rozejrzałem się wokół i z zaskoczeniem stwierdziłem, że ten pokój różnił się od innych. Był nieco większy, a przynajmniej tak mi się wydawało, na zielonych ścianach równie ciemnych jak szlafrok Cypru dostrzegłem starte już nieco motywy roślinne, natomiast meble były jakieś takie... staromodne. I drogie zapewne.
- Skąd miałeś kasę na remont? - spytałem go, podchodząc do ogromnej szafy, aby zobaczyć wyryte w ciemnym drewnie sceny.
- Jestem cesarzem, lud płaci mi podatki - odparł obojętnie, siadając na łóżku. Odwróciłem się i popukałem w czoło. Gość ewidentnie nie był zdrowy, skoro tak twierdził. - I nie pukaj się w czoło, powie ci to każdy.
- Że co, że jesteś cesarzem? A jesteś chociaż zdrowy psychicznie?
- Nie - odparł spokojnie. - I przyznaję się do tego ot tak. Jestem egocentrykiem.
Parsknąłem gromkim śmiechem.
- Od kiedy egocentryzm...?
- W normalnym rozwoju człowieka egocentryzm jest jednym z elementów kształtowania się osobowości - odpowiedział takim tonem, jakby pouczał małe dziecko. - Kiedy jednak ta cecha pozostaje w dorosłym życiu może spowodować pojawienie się stanów psychotycznych i przeszkadzać w normalnym funkcjonowaniu w społeczeństwie.
- Ach, więc tak. A inne choroby psychiczne? Nie wiem.... schizofrenia? Zaburzenia osobowości?
- Insomnia, jeśli już przy tym jesteśmy. Bezsenność inaczej - dodał, widząc mój dziwny wzrok. - Objawia się trudnościami przy zasypianiu, przerywaniem snu i przedwczesnym budzeniem się, jeśli mam być już precyzyjny do bólu. A teraz pozwól, że pójdę zmyć sobie maseczkę.
I wyszedł do łazienki, a ja usiadłem sobie na łóżku tuż koło szafy. Dokładnie po dziesięciu sekundach do pokoju wszedł bez pukania Niemcy. Jego blond włosy były jeszcze nieuczesane, a on sam miał na sobie mundur sił zbrojnych Wehrmachtu. Zdziwił się na mój widok.
- Gdzie Spirydion? - spytał. Wzruszyłem ramionami.
- Może poszedł do lasu... może zjadł go wilk... może schował się...
- .... w łazience - dokończył Cypr. - Zmywam właśnie maseczkę, a co?
- Jest do ciebie pewien interes, Spirydionie - odparł Niemcy, patrząc na mnie z nienawiścią. - A ciebie zaraz chyba stracę, podnosisz mi ciśnienie. A szef kazał mi się nie denerwować.
Zaniosłem się takim śmiechem, że wszyscy w przeciągu mili uznali mnie chyba za psychopatę. Słowa Niemca mnie zupełnie rozbroiły i nie dość, że nie wiedziałem, co odpowiedzieć, to jeszcze nie mogłem powstrzymać śmiechu. A niech go piekło pochłonie, to był naprawdę świetny tekst. Little Miss Sunshine!
- Szef.... kazał... mu... się... nie... denerwować... - wydukałem, wciąż się trzęsąc z powodu wiadomego. Ludwig Beilschmidt spojrzał na mnie z obrzydzeniem.
- To poczekaj, aż się ogarnę - rozległ się głos Spirydiona, a po chwili drzwi do łazienki się zamknęły. Niemcy usiadł obok mnie.
- Tylko się do mnie nie przysuwaj - ostrzegłem go. Jak na złość przybliżył się tak, że stykaliśmy się ramionami. - Powiedziałem, nie przysuwaj się do mnie.
Odsunąłem się w stronę ściany, a on znów do mnie. Ja pierdzielę, nie ma co robić?
- Wiesz, co? - zniżył głos do szeptu. Serce mi zamarło. - Jesteś słodziaszny, jak się denerwujesz.
Wzdrygnąłem się.
- Wcale nie jestem słodziaszny, to ty masz na bani - warknąłem. - Obaj macie, ty i ten twój kumpel, Ateş.
Zaśmiał się gardłowo. Z bliska był w sumie nawet ładny, jak tak się mu przyjrzałem. Ostre rysy twarzy, błękitne oczy, wąskie usta... Podobnie jak moje. Tylko on miał coś, czego z pewnością ja nie miałem. Nie, nie mówię o różnicy między długościami nóg. Mam na myśli masę wyćwiczonych mięśni schowanych pod skórą. Ciekawe, ile razy był na siłowni.
- To tylko plotki, że Spirydion ma zaburzenia osobowości - odparł, nachylając się nieco do mnie. Chciałem zaprotestować, ale Niemiec w pewnym momencie położył swoją dłoń na mojej i pocałował mnie w usta. Serce znów mi stanęło. Wsunął delikatnie język między moje zęby, muskając nim podniebienie i wewnętrzne części policzków. Drugą ręką objął mnie w pasie i stanowczo przysunął do siebie. Miałem wrażenie, że nie wyrwę się z tego żelaznego uścisku. Zaprotestowałem dopiero, gdy zaczął rozpinać moją koszulę.
- Nie pozwalaj sobie - mruknąłem, odrywając swoje wargi od jego. Chłód jego spojrzenia przeszywał mnie na wylot.
- Nie podoba ci się? - spytał, a jego głos wydał mi się dziwnie bezbarwny. Parsknąłem.
- Oczywiście, że nie! What the thell was that?! - wydarłem się, nawet nie wiedząc, skąd się u mnie wziął ten angielski. Nigdy sobie z nim nie radziłem.
- O, widzę, że ktoś tu szprecha po angielsku - usłyszałem tuż obok siebie głos Spirydiona. Najwidoczniej już się ogarnął. Miał na sobie jakiś strój a'la te z Elegant Gothic Aristocrat, a twarz była czysta jak skarpetka wyprana w Visirze. - Ludwig, nie przytulaj się do niego, podobno masz do mnie interes...
- Wiem o tobie i Feliciano - szepnął mi Beilschmidt do ucha. - Mogę o tym wszystkim powiedzieć, ale tego nie chcesz, prawda? Podejrzewam, że nie. Zaczekasz na mnie grzecznie przy drzwiach.
Przełknąłem głośno ślinę. Miał rację, nie chciałem, żeby ktoś się dowiedział. Kiwnąłem głową, wyswobodziłem się z jego objęć i wyszedłem wyprostowany, jakbym połknął kij. Bałem się, co on mógł chcieć mi zrobić, w końcu to, co powiedział, brzmiało niemal jak groźba. Stanąłem przy drzwiach i oparłem się o ścianę. Moje myśli powędrowały do... właściwie nie zdążyły powędrować. Nie wiem, jak to się stało, ale po chwili z pokoju wyszedł Ludwig i zamknął za sobą drzwi.
- To jak? - zapytał, szczerząc się. Mimowolnie się wzdrygnąłem.
- Co jak? - powtórzyłem, próbując zyskać na czasie. Jak tu przyjechałem, od razu ocalił mi życie Kapitan Rozkoszniaczek, Szkolny Superbohater, co dawało w skrócie SS, czyli tajną policję Heńka Himmlera. Heniu H. zawsze spoko. Ale teraz chyba nie spieszył się, żeby mi uratować tyłek - za pierwszym razem strasznie chamsko go potraktowałem.
- To teraz mogę cię bezkarnie szantażować, a ty musisz robić wszystko, co ci każę, bo inaczej... - zawiesił głos. - Bo inaczej wszyscy się dowiedzą, jasne?
- Yyy... znaczy się... no... yyy... Kapitan Rozkoszniaczek! - zawołałem z szerokim uśmiechem na twarzy. Niemcy odwrócił się i od razu dostał od Alfreda kopa z buta w czoło. Zachwiał się i upadł na ziemię.
- Superbohater zawsze do usług - Zgrabnie wylądował tuż obok mnie i ukłonił się.
- Dzięki, Kapitanie Rozkoszniaczku - poklepałem go z wdzięcznością po ramieniu.
______________________
Takim milutkim akcencikiem kończę rozdział. Zanim ktoś się zapyta, tak, naoglądałam się "Poznaj moich Spartan" i stąd te wszystkie teksty \m/. Na zamówienie Jego Cesarskiej Mości Watykan x Niemcy. To nic, że nie tak to sobie wyobrażałeś xD.
A, no i honorowy patron dzisiejszej notki:
Sponsorowane przez niejakiego doktora J.P.G., który woli pozostać anonimowy.
Pozdrawiam <3
Proszę o przeczytanie notki informacyjnej!
Poradnik dla nieogarniających!
~Nabór otwarty!~
Opisy i ogólny podział zostały wzięte z bloga hetalia school.
Jest rok szkolny 2010/2011
UWAGA!
Niżej przedstawiona przez nas historia może zawierać:
-przemoc;
-związki homoseksualne;
-sceny +18;
-dużą ilość przekleństw.
~
♥ Wszelkie pomysły, uwagi, zażalenia, listy miłosne itd. itp. prosimy zgłaszać na numer 11273635 (Słowacja) lub 12540484 (Singapur)
_____________
Jeżeli blog osiągnie 10 autorów będziemy mogli zlikwidować kolejkę, oczywiście jeśli wam będzie wygodniej~ :3
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Notka świetna, przynajmniej dla mnie *.*
OdpowiedzUsuńOglądanie "Poznaj moich Spartan", zawsze spoko :)
I te porównania, ach! ;]
Ach, dziękuję xD. Oglądanie "Poznaj moich Spartan" stało się teraz moim nałogiem i włączam sobie po parę razy dziennie, w końcu to taki zajebisty film, no nie? :D
UsuńA porównania zawsze się same układają o.O
Ależ nie ma za co :)
UsuńZgadzam się, chyba sobie go dziś obejrzę, bo potrzebuję inspiracji :D
Oglądaj, oglądaj : >
UsuńNotka bardzo fajna nie powiem :) Kapitan Rozkoszniaczek po prostu wymiata XD Ale musi coś robić poza swoim klubem xD
OdpowiedzUsuńDziękuję :3
UsuńKapitan Rozkoszniaczek w oryginale był psem, więc ksywa bardzo trafna oO
No tak, ksywka wręcz idealna o.O Ale Alfred chyba się nie obrazi, bo w końcu kogoś uratował xD
Usuń